Etykiety

foto (369) music (101) osobiste (284)

niedziela, 16 maja 2010

noc muzeów


Wczoraj miała miejsce w Polsce tzw. Noc Muzeów. Wszystkie muzea zostały otwarte na całą noc i można było je zwiedzać za zupełną darmochę. Nastawiłem się luźno na to wydarzenie, gdyż w pamięci miałem tą samą noc sprzed roku, gdzie z racji mega tłumów nie dało się nigdzie wejść. Znajomi zainspirowali mnie tym razem żeby pójść do Muzeum Etnograficznego. Tłumy mnie przywitały i owszem, aczkolwiek nie aż tak wielkie jak do różnego rodzaju galerii, do których najchętniej bym się wybrał.

Ekspozycje kultur świata przeszedłem sprawnie i szybko, historię polską trochę wolniej, aż w końcu trafiłem na wystawę czasową - z nie tak dawnych czasów komunistycznych. Różnego rodzaju "eksponaty", które sam jeszcze pamiętam oglądało się z pewnego rodzaju słodko-gorzką nostalgią.





Na najwyższym piętrze odbyło się za to coś z zupełnie innej bajki - interaktywna "wystawa" na temat snu. Każdy komu coś się śni mógł to uzewnętrznić na papierze i zawiesić wszem i wobec. Muszę przyznać że lekko się zdołowałem stwierdzając, że moje sny są jeszcze bardziej szare niż moje fotografie.




sobota, 15 maja 2010

warszawskie targi książki


W Pałacu Kultury odbyły się Warszawskie Targi Książki. Fajna, choć zatłoczona impreza. Można pomacać książki (a także inne eksponaty), można je również zakupić po okazyjnych cenach. Można też pomacać kultowych pisarzy. Kto chce może się nawet do nich pomodlić. Słowem dla każdego coś miłego. Wyszedłem z torbami wypełnionymi 26 (dwudziestoma sześcioma) książkami - dla jasności: za wszystkie zapłaciłem. I pomyśleć, że poszedłem tam tylko "zobaczyć". No nic. Za tydzień w tym samym miejscu "Międzynarodowe Targi Książki". Dla odmiany pewnie pójdę się tylko rozejrzeć.


poniedziałek, 10 maja 2010

strażnik pamięci

(fot. T. Rolke)

Poszedłem dzisiaj do ZPAF-u na spotkanie z Tadeuszem Rolke. Fotograf prezentował na nim zdjęcia, które umieścił w książce "Tu byliśmy - Ostatnie ślady zaginionej kultury".
Książkę mam już od ponad rok temu - jest to esej napisany przez historyka Simona Schamę gęsto przeplatany fotografiami Rolkego, choć równie dobrze można by tą książkę nazwać albumem fotograficznym z dodanym do niego esejem historycznym.
Schama (razem z fotografem) przyjeżdża do Puszczy Białowieskiej - miejsca, w którym rodzili się i mieszkali jego przodkowie - i snuje opowieść o tym zakątku Polski łącząc go z historią naszego kraju od czasów szlachty i "Pana Tadeusza", nie zapominając przy okazji o zupełnie innych tematach, aczkolwiek silnie związanych z Puszczą czyli... żubrach. Głównym tematem książki pozostają jednak polscy Żydzi, którzy do II wojny światowej w wielu miejscowościach na tych terenach stanowili 70-95% całej populacji.
Tadeusz Rolke od kilkunastu lat tworzy cykl poświęcony wymordowanej przez nazistów tej części polskiego społeczeństwa. Podróżuje po wschodniej Polsce, a także dzisiejszej Ukrainie, poszukując ocalałych domów cadyków, pozostałości kirkutów, a czasem tylko podwórek i ulic, po których stąpali jeszcze 70 lat temu polscy Żydzi. Trudno mi w głowie oddzielić ten cykl Rolkego od dwóch innych "nowych" projektów, które niedawno widziałem. Pierwszy to "Niewinne oko nie istnieje" Wojciecha Wilczyka, zawierający około 300 zdjęć synagog (a raczej tego co z nich pozostało lub w co je zmieniono), drugi to "Szara Pamięć" - cykl fotografii Bogdana Konopki, o którym pisałem w październiku zeszłego roku przy okazji wernisażu tej wystawy w Łodzi.
O ile pierwszy z tych projektów jest do bólu dokumentacyjny i wyzbyty uczuć (choć gdy trochę się zastanowić to widać pewnego rodzaju "manipulację" w sposobie ujęcia tematu), drugi stoi na przeciwnym biegunie wrażliwości - kontemplacyjnym i poruszającym, aczkolwiek również nie wyzbytym wartości dokumentalnej, głównie poprzez swoją skalę (Konopka uwiecznił na zdjęciach prawie 300 cmentarzy).
Cykl Rolkego jest zdecydowanie przesunięty w stronę emocjonalną, czyli bliższy zdjęciom Konopki. Na zdjęciach artysty nie widać współczesnych samochodów, obskurnych śmietników czy reklamy Coca-Coli. Mimo że wykonane stosunkowo niedawno, zdjęcia nie są osadzone we współczesnym czasie, natomiast widać na nich jego upływ. Siłę przekazu mocno wzmacnia brak człowieka na tych fotografiach. O ile się nie mylę to pierwszy cykl Rolkego, na którym nie ma ludzi (!). Zamiast człowieka jest pustka, która pozostała i zanikające bezpowrotnie ślady. Z rzadka w kadrze pojawi się pies lub koń, który wrażenie braku człowieka tylko powiększa. Mając z tyłu głowy genezę tego "braku", fotografie przemieniają się w elegię dla wymordowanego narodu, a dla współczesnego człowieka są elementem niezbędnej, jak to nazywa Rolke - kultury pamięci.

(fot. T. Rolke)

Przy okazji ogłoszenie - 21 maja w Lublinie w galerii NN (ul. Grodzka 34) otwiera się inna wystawa Tadeusza Rolke. Tego dnia będzie też wyjątkowa okazja by wziąć udział w spotkaniu z artystą. Początek o godz. 17.00.

niedziela, 9 maja 2010

fotofestiwal dzień III


Łódź to dla mnie wyjątkowe miasto. Niesamowity klimat, który równie dobrze można by nazwać architektoniczną degeneracją, w innych polskich miastach w formie szczątkowej, w Łodzi jest powszechny. Już nie raz zastanawiałem się jak długo potrwa odnawianie tego miasta, lub czy być może ktoś zdecyduje o tym by go jednak nie "ruszać". Ze względu na ilość niszczejących kamienic odnowienie pozostanie jednak niemożliwe jeszcze przez wiele lat. Nie mam pojęcia ile pieniędzy byłoby potrzebnych żeby to miasto doprowadzić do "porządku", ale z pewnością bardzo dużo. Stąd zniknięcie klimatu, tak jak to na przykład dzieje się w wielu wypacykowanych miasteczkach, Łodzi póki co nie grozi.
Większość festiwalowych wystaw obejrzałem wczoraj. Poszczególne projekty powoli układają się w głowie. Większość wyrzucam z pamięci, dwa, trzy będę chciał na trwałe zapamiętać, kilka jeszcze szuka swojego miejsca w mojej głowie.
Dla higieny umysłu, skorzystałem więc z faktu, że tuż obok Fotofestiwalu, na terenie zamkniętej elektrowni odbywa się w tym samym momencie festiwal mody. Wszedłem więc na zwykle zamknięty teren żeby "pozwiedzać". Stare piętrowe fabryki, opustoszałe hale, pozostałości elektrowni - pomieszczenia pamiętające najwcześniejsze początki polskiego przemysłu. I najbardziej niesamowite w tych halach - światło sączące się przez zabrudzone okna, odbijające się w ceglanych ścianach, odrapanych filarach i wysokich na 20 metrów sufitach. Napotkany łódzki kolega Adam wspomniał mi o możliwości uzyskania specjalnego zezwolenia na wejście na zamknięty teren. Dużo wskazuje więc na to, że niedługo ponownie się w Łodzi pojawię. Tym razem już z plecakiem.





sobota, 8 maja 2010

fotofestiwal dzień II


Sobotę praktycznie od samego rana poświęciłem na oglądanie wystaw. Chciałem zobaczyć wszystkie, a przynajmniej większość ekspozycji w centrum artystycznym na Tymienieckiego. Na niedzielę zostawiając sobie to, czego nie zdążę zobaczyć dzisiaj i ewentualnie ponowne obejrzeć zdjęcia, które najbardziej mi się spodobają.










piątek, 7 maja 2010

fotofestiwal dzień I

Z samego rana wyjechałem z Bełchatowa, w którym dzień wcześniej miałem trochę roboty i pojechałem do niedalekiej Łodzi. Celem wyjazdu była kolejna edycja Fotofestiwalu, o której pisałem kilka dni temu.
W pierwszej kolejności odwiedziłem "oficjalny" hotel festiwalowy i zrzuciłem graty. Hotel typowy dla większości polskich miast. Podobne można znaleźć m.in. w Warszawie, Gdyni, Katowicach czy Koninie. Wytwór blokowatej wyobraźni komunistycznych architektów, po latach rozpadający się, nieodkurzany, zamieszkały niezmiennie przez recepcjonistki z 30-letnim stażem o pofarbowanych na żółto włosach i obgryzionych paznokciach, z obowiązkowymi czarno-skajowymi kanapami w holu głównym, szarym marmurem na posadzkach, fikusem na korytarzu, szarymi od papierosów firanami i niedomykającymi (lub nieotwierającymi) się oknami. Z racji położenia (centrum miasta) jednak odpowiednio wysoko kasujący bywalców.
 






Odpowiednio więc zmotywowany zameldowałem się i w pośpiechu skierowałem do centrum festiwalowego zakupić katalog, odebrać identyfikator i ogólnie rozejrzeć się. Niespecjalnie chciało mi się od razu oglądać wystawy. Czułem że potrzebuję co najmniej kilku godzin żeby wyprowadzić się mentalnie z torów zawodowych i dostroić się w miarę możliwości do klimatu artystycznego, diametralnie odmiennego od mojej codzienności. Kawa, gorąca czekolada, miła rozmowa z nowozelandzkim fotografem, przeglądanie świeżo wydanego albumu Bogdana Konopki, telefoniczne umawianie się ze znajomymi, spokojne planowanie soboty i niedzieli - temu poświęciłem niemal całe popołudnie.
Na 18 ustawiłem się na pierwsze spotkanie. Okazją był wernisaż jednej z wystaw towarzyszących festiwalowi - "Opowieści z pogranicza" w galerii FF. Pokazano na niej prace 6 artystów - Wojciecha Beszterdy, Sławoja Dubiela, Bogdana Konopki, Tomasza Michałowskiego, Marcina Sudzińskiego i Sławka Tobisa - koordynatora całego projektu. W 2009 roku fotograficy ci spędzili trochę czasu na terenie wsi Chełst, przez którą przed II wojną światową przebiegała granica polsko-niemiecka. Była ona tak wytyczona, że u niektórych mieszkańców przebiegała przez środek ich podwórka. Wychodząc z chaty do wychodka musieli brać ze sobą dokumenty. Reperkusje takiego podziału były różnorakie, wiele z nich ostało się do dzisiaj. Z jednej strony materialne (zabudowania, cmentarze), z drugiej niematerialne, w postaci wspomnień starszych mieszkańców. Marcin Sudziński swój obiektyw skierował w kierunku właśnie mieszkańców, wykonując serię portretów i łącząc je z krótkimi historiami ich bohaterów. Pozostali fotograficy skupili się na miejscach. Na przykład Beszterda sfotografował pozostałości nagrobków na ewangelickim cmentarzu, a Bogdan Konopka stare urządzenia służące kiedyś do wytopu żeliwa.
Wszyscy fotograficy zgodnie zastosowali czarno-białą technikę analogową, głównie wielkoformatową, co dało wystawie cenną spójność stylistyczną.


O 18.30. wystartowała kolejna wystawa, o 19 następna i 19.30 jeszcze jedna. Wszystkie w galerii FF. Z tych trzech pozostałych zwróciłem większą uwagę tylko na jedną, którą zresztą widziałem ze 2 lata temu w warszawskiej Luksferze. Chodzi o "Fifi" Romy Roman i Bartka Zaranka. Czarno-białe fotografie z bajkowym klimatem i trochę zbyt bezpośrednimi i jak dla mnie niepotrzebnie tytułowanymi przesłaniami. Zdjęcia z tego projektu mogłyby stanowić ilustracje do baśni, kojarzących mi się z niezapomnianą serią "ze ślimakiem" z lat 80-tych, do której ilustracje tworzył m.in. Stasys.
 

 
 
Wieczorem, mijając plenerowy pokaz slajdów, w gronie znajomych poszedłem na lekko alkoholową kolację. Jedną z najlepszych i najważniejszych stron takich wydarzeń jak Fotofestiwal jest możliwość porozmawiania z artystami, których na codzień bardzo trudno spotkać, nie mówiąc już o tym że zebrać w jednym miejscu praktycznie nie jest możliwe.

wtorek, 4 maja 2010

esencja czystego brudu


Dzisiaj odbył się koncert, na który czekałem już od dłuższego czasu. W warszawskim Powiększeniu zagrała "najgłośniejsza kapela Nowego Jorku" czyli Place To Bury Strangers. Zespół, który na mój gust wypuścił w zeszłym roku najbardziej wymiatającą gitarowo-rockową płytę, z wszystkich które słyszałem (Exploding Head).
Duszna i przypominająca garaż warszawska sala koncertowa okazała się być idealną na ich muzykę. Trzech muzyków zatopionych w mroku, przez który przedzierał się ledwie jeden punktowy strumień światła, wypełniło ją swoimi dźwiękami do ostatniego milimetra. "Strangers" reprezentują dla mnie w chwili obecnej kwintesencję brudnej, dusznej, klaustrofobicznej i jednocześnie przestrzennej muzyki. Pasowaliby idealnie do nowej wersji "Zagadki Nieśmiertelności", w którym to filmie myślę że z powodzeniem zastąpiliby koncertowy Bauhaus.
Niektóre osoby mogły poczuć się trochę znudzone słuchając przez godzinę gitarowego łojenia na praktycznie jedną brudną nutę. Dla mnie ta "monotonia" była jednak siłą zespołu. Po parunastu minutach przesterowana ściana dźwięku przeistoczyła się dla mnie w duszną transowość. A idealnym zakończeniem koncertu było uniesienie na rękach przez publikę wciąż grającego gitarzysty.




Dla tych co nie znają kapeli lub ich drugiej płyty polecam jeden z moich ulubionych z niej numerów. Do bólu "Cure'owy", ale wcale mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, oby więcej takich dokoła. Teledysk z wokalistą w roli głównej do obejrzenia i posłuchania (tylko głośno!) tutaj:

http://www.youtube.com/watch?v=e9xMFKtFjFg&feature=related

A koncertowo można posmakować na przykład tego:

http://www.youtube.com/watch?v=GdmkYvasHQc&feature=related