Etykiety

foto (369) music (101) osobiste (284)

czwartek, 28 października 2010

macewy codziennego użytku


W warszawskim CSW odbył się dzisiaj wernisaż wystawy zdjęć Łukasza Bagsika "Macewy codziennego użytku". Łukasz, jak sam o sobie mówi, fotografem nie jest, po prostu robi zdjęcia. Impulsem do powstania tego projektu był dość przypadkowy kontakt z chłopem niedaleko Kazimierza Dolnego 8 lat temu, który miał w zagrodzie okrągły kamień do ostrzenia noży i kos. Tyle że ten kamień... miał hebrajskie inskrypcje. Dość szybko okazało się, że podobnych kamieni w okolicznych zagrodach jest sporo. Zrobiono z nich koła szlifierskie, podstawki pod wiadra koło studni, krawężniki, piaskownice, ogrodzenia, zbudowano z nich stodoły i budynki. Nieprzyzwoite byłoby tworzenie rankingu pomysłowości ludzkiej, ale przyznam się że mnie najbardziej uderzył nagrobek katolicki zrobiony z... macewy. Napis po polsku: "Śp. Kazimierz Szutkowski, lat 23, prosi o Zdrowaś Maria. Pamiątka od żony 1944". Między wierszami widnieje natomiast napis hebrajski: "Tu jest pochowana pani Chaja. Niech jej dusza będzie związana węzłem życia".


Na kilka zdjęć z projektu Baksika natknąłem się kilka miesięcy temu w internecie. Już nie pamiętam co uderzyło mnie bardziej - czy skala tego zjawiska, czy ludzka "inwencja", czy fakt że od kilkudziesięciu lat nikt z tym nic nie zrobił. A może inaczej - biorąc pod uwagę że kradzieże z cmentarzy żydowskich nadal się zdarzają, że ta niewyobrażalna znieczulica trwa nadal. Oczywiście zdarzają się wyjątki. Sam pamiętam artykuł z gazety sprzed około roku, o tym jak w miejscowości Sobienie-Jeziory, niedaleko Warszawy, zmienił się proboszcz w lokalnej parafii. Staremu nie przeszkadzało że latami wjeżdżał na parking kościelny po podjeździe wykonanym z nagrobków. Nowy natomiast szybko zdecydował, że trzeba je przenieść na niedaleki cmentarz, z którego pochodziły.

Wbrew temu co się powszechnie uważa demolowanie cmentarzy zaczęło się przed najazdem nazistów. Oczywiście wtedy skala stała się totalna, aczkolwiek pierwsze ślady znalezione przez Łukasza pochodzą już z XVIII/XIX wieku.
 
Wystawa, trzeba przyznać, jest zrobiona wyjątkowo estetycznie jak na polskie standardy - z zamysłem i używając wysokiej jakości materiałów (sponsor prywatny ze Stanów). Na jednej ścianie znajdują się duże odbitki pokazujące zwyczajne miejsca - szkoły, budynki. Pod zdjęciami, na podestach z pleksi umieszczone są powiększenia fragmentów, na których widać z czego są zbudowane. Na ścianie drugiej jest kilka dużych odbitek, m.in. tego katolickiego nagrobka, o którym wspomniałem. Tutaj dalsze powiększenia byłyby zbędne. Na trzeciej ścianie jest seria zdjęć kół szlifierskich. I w końcu na samym środku sali jest instalacja jednego z takich kół, od którego powstał cały zamysł tego projektu.




Wystawę można oglądać do 28 listopada. Wydarzeniem towarzyszącym wystawie będzie debata (9 listopada w CSW), w której wezmą udział: autor, Mikołaj Grynberg (autor m.in. niedawno pokazywanej w Krakowie i Warszawie wystawy i albumu z obozu w Oświęcimiu) oraz Wojtek Wilczyk (autor m.in. projektu i albumu poświęconego pozostałościom synagog w Polsce "Niewinne oko nie istnieje").

środa, 27 października 2010

433


Po pierwszych dwóch miesiącach tego roku naliczyłem 36 dobrych płyt. Od tamtego czasu przybyło mi ich trochę więcej. Dzisiaj policzyłem, że wydanych tylko w tym roku mam już... 433 wydawnictwa. Wprawdzie liczę longplaye i epki włącznie, ale i tak sporo tego. Niestety przyznaję się, że trochę się nie wyrabiam i nie zdążyłem odsłuchać wszystkich. Także ile z nich jest dobrych i bardzo dobrych, nie mam póki co pojęcia. Wiem natomiast na pewno, że wyszły w tym roku płyty genialne.
Póki co mam dwa pierwsze miejsca - "Penny Sparkle" - przepiękna nowa płyta Blonde Redhead, oraz "High Violet" The National - też przepiękna, ale inaczej. Dlatego nie śmiałbym postawić jednej z nich przed lub za drugą.

Do płyt co najmniej bardzo dobrych i takich które bardzo mi się spodobały, poza tymi wymienionymi w marcu, zaliczyłbym na pewno nowe albumy Amusement Parks On Fire, Arcade Fire, Ariel Pink's Haunted Graffiti, Badly Drawn Boya (x2), Band Of Horses, Beach House, Brendana Perry, Briana Eno, Broken Bells, Broken Social Scene, Ceremony, CocoRosie, Danger Mouse and Sparklehorse, Engineers, Exit Calm, Gonjasufi (x2), Grinderman, Hammock, Highspire, Holy Fuck, I Blame Coco, iLiKETRAiNS, Interpol, Jaga Jazzist, James'a, jj, Jonsi'ego, solowy Edwarda Ka-Spela, Killing Joke (w pierwotnym oryginalnym składzie!), Lisy Gerard, Mew (to wprawdzie kompilacja ale jednak), Moderat & Modeselektor, Mogwai (live), Nadja (x3 - ten duet to jakaś maszynka do nagrywania płyt), Neila Younga, No Age, Olofa Arnaldsa, Omara Rodrigueza Lopeza (kolejna maszynka), Still Corners, Sufjana Stevensa, Sun Kill Moon'a, Tears Run Rings, The Black Heart Procession (remixy ale jednak), The Legendary Pink Dots, The Radio Dept., The Twilight Sad (tylko epka niestety), The War On Drugs, The XX (kilka epek), The Zephyrs, Trenta Reznora & Atticus Rossa, Tricky'ego, Twin Shadow, Under Byen, Wild Beasts (2 epki), no i last but not least Wild Nothing, która to płyta, teraz sobie przypomniałem, powinna zająć mocne drugie miejsce zaraz za płytami wymienionymi na samym poczatku. A może nawet... postawiłbym ją jako trzecią na najwyższym osobistym stopniu podium.


Tej płyty z pewnością słuchałem najczęściej w tym roku. Jak się ukazała to wprost nie mogłem się od niej oderwać. Potrafiłem jej słuchać kilka razy pod rząd. A to coś znaczy.

Paradoksalnie, pisząc ten tekst, słucham sobie płyty z roku 2003. Chyba najbardziej niedocenionego polskiego zespołu jaki cały czas gra, czyli 3moonboys. Zespołu którego miałem w tym roku w końcu po raz pierwszy okazję wysłuchać na żywo. Niedługi to był koncert gdyż festiwalowy, ale zawsze coś.


Na koniec, w ramach przyjaźni norwesko-hiszpańskiej, dwie piosenki z płyty "Penny Sparkle". Play it loud.


piątek, 22 października 2010

choroby etap 2

Dzisiaj było trochę dramatycznie. Choroba wbrew oczekiwaniom nie przechodzi, wręcz przeciwnie. Z musu odbyłem szybką wizytę na pogotowiu, później z własnej woli pojechałem już do "normalnego" lekarza. Od jutra antybiotyki i jakieś inne wspomagacze. No i kolejne zwolnienie (mam odpoczywać i dużo pić). Zawsze są jakieś plusy. Podobno.

czwartek, 21 października 2010

kambek

Od ostatniego wpisu minęło sporo czasu. Żeby dzisiaj przysiąść do komputera musiałem polec w walce z chorobą. Zdecydowanie za dużo czasu przeznaczam na pracę w tym roku. Przeziębienie trzyma mnie od miesiąca, aż w końcu wczoraj zdecydowałem się przyjąć od lekarza zwolnienie i położyć do łóżka. Kilka miesięcy temu dopadł mnie półpasiec, co lekarz skomentował słowem "przemęczenie". Jak widać po ostatnim miesiącu, nadal przeginam. Hmm...