Etykiety

foto (369) music (101) osobiste (284)

niedziela, 21 listopada 2010

Kertesz retrospektywny

Kolejną odsłoną paryskiego Miesiąca Fotografii jest ogromna, unikalna wystawa Andre Kertesza w muzeum Jeu de Paume. Paradoksalnie jest to pierwsza tak kompleksowa retrospektywna wystawa artysty w Europie. Paradoks wynika z tego, iż pod koniec życia fotograf podarował wszystkie swoje negatywy państwu francuskiemu.
Już długość kolejki przed wejściem do galerii wskazywał na jej wyjątkowość. W pierwszym momencie miałem nawet chwilę zawahania czy w ogóle czekać tyle czasu na wejście. Zwyciężył oczywiście zdrowy rozsądek wsparty moim uwielbieniem dla tego fotografa.


Ekspozycja złożona ze zdjęć wypożyczonych z wielu źródeł (na czele z fundacją Andre i Elizabeth Kertesz oraz Narodowym Muzeum Sztuki w Waszyngtonie) zajmuje pełne dwa piętra muzeum, podzielone na kilkanaście pomieszczeń - każde przyporządkowane określonemu okresowi życia bądź fazie twórczości autora. Oprócz samych odbitek oraz negatywów w gablotach wystawiono też wiele pamiątek, w tym czasopisma publikujące jego fotografie.

Po wejściu do galerii zwraca na siebie uwagę przyciemnione światło dające miły ciepły "klimat", choć tak naprawdę powodem takiego oświetlenia jest konserwatorska dbałość o odbitki.
W 1912 roku 18-letni Kertesz kupił swój pierwszy aparat fotograficzny Ica. I z tego właśnie roku pochodzą najstarsze węgierskie odbitki pokazane na wystawie, wykonane techniką stykową. Z racji rozmiarów negatywów (4,5 x 6 cm) muzeum zapewniło oglądającym lupy by móc dokładniej przyjrzeć się obrazom.



Już w tych pierwszych fotografiach widać zaczątki stylu Kertesza, który on sam nazwał "prawdziwym językiem fotografii" i w pewien sposób podsumował kiedyś słowami - "Ja nie dokumentuję, ja interpretuję moimi fotografiami. To jest podstawowa różnica między mną a większością innych. (...) Ja interpretuję to co czuję w danym momencie. Nie to co widzę, ale to co czuję."
Za to, myślę, w największym uproszczeniu uwielbiamy lub kochamy tego poetę fotografii. Za to że pokazywał coś więcej niż tylko suchą rzeczywistość. Za to że przekazywał coś więcej.
Dość dokładne obejrzenie wystawy zajmuje minimum 2 godziny. Jest to wyjątkowa wycieczka przez życie fotografa. Kończy się ona serią mniej znanych polaroidów wykonanych w latach 1979-84. Jest to też ciekawy aspekt twórczości artysty, który w wieku 80 lat nie bał się sięgnąć po zupełnie nową technikę fotografii. Przytoczę tu inny cytat, który może być kolejnym kluczem do jego pracy - "Uważam się za amatora i mam nadzieję, że będę tak się traktował do końca życia. Jestem permanentnym uczniem odkrywającym świat nieskończoną ilość razy."


Wystawę można oglądać do 6 lutego, ale na szczęście na tym okazja się nie kończy. Po Paryżu wystawa rusza w europejskie "tournee". Od 26 lutego do 15 maja będzie ją można oglądać w Zurichu (Winterthur Fotomuseum), od 11 czerwca do 11 września w Berlinie (Martin-Gropius-Bau) i w końcu od 30 września do 31 grudnia w Budapeszcie (Węgierskie Muzeum Narodowe).

Brak komentarzy: