Etykiety

foto (369) music (101) osobiste (284)

piątek, 19 listopada 2010

Paris Photo 2010


Targi Paris Photo 2010 wyglądają na pierwszy rzut oka identycznie jak w zeszłym roku - tłumy ludzi od pierwszych minut, rzesza świetnych fotografów, mnóstwo okazji by ich poznać, porozmawiać czy chociażby... wziąć autograf. Nieskończona ilość zdjęć każdego rodzaju z równie mocno rozpiętymi cenami - od kilkuset euro do ponad... 500 000. Do najdroższych należą tzw. vintage prints - cenionych fotografów XX wieku (o ile się nie mylę "rekord" tak jak w zeszłym roku ponownie ustanowił Irving Penn z odbitką za 650.000 usd) lub najstarsze fotografie z XIX wieku (np. Edward Steichen - "guma" za 420.000 euro).

To co istotnie różni tegoroczne Paris Photo to tematyka, tak jak w zeszłym roku związana z określonym rejonem świata. W roku bieżącym jest to rodzima Europa środkowo-wschodnia. Stąd obecność na targach 3 galerii z Polski - Asymetrii i Czarnej z Warszawy oraz ZPAF z Krakowa. Nie jest to z pewnością reprezentacja polskiej fotografii, ale w końcu wiadomo, że targi komercyjne rządzą się swoimi prawami. Skoro tylko zamontowanie jednego dodatkowego reflektora w boksie kosztuje kilkaset euro, wiadomo od razu, że o "wyborze" decyduje kasa. Tak czy inaczej nie będę ukrywał - jako Polakowi miło mi było zobaczyć czerwone kropki przy zdjęciach np. Szymona Rogińskiego, który zdaje mi się jako pierwszy "poszedł pod młotek".



Poza trzema polskimi galeriami Polskę ponownie reprezentował Bogdan Konopka, który podobnie jak w zeszłym roku od razu znalazł nabywców na swoje "szare" fotografie. W tym roku galeria Paviot pokazała 16 prac artysty - wybór zdjęć z różnych projektów oprawionych w wyjątkowe i niezwykle estetyczne ramki, które można było w Polsce zobaczyć np. przy okazji zeszłorocznej wystawy w Łodzi.


Zdjęcia polskich artystów pokazało też kilka innych zagranicznych galerii - np. Eric Frank Fine Art z Londynu (Zofia Kulik), Anne de Villepoix Gallery z Paryża (Zbigniew Libera), Guido Costa Gallery z Turynu (Robert Kuśmirowski) czy Laurence Miller Gallery z Nowego Jorku (Jan Dziaczkowski).

Polska fotografia miała niepowtarzalną szansę na zareklamowanie się i zaprezentowanie swojego dorobku podczas ponad godzinnej konferencji, na którą przyszło sporo ludzi (na sali zabrakło krzeseł). Do prowadzenia konferencji zaproszono m.in. Karolinę Lewandowską (fundacja "Archeologia Fotografii" przy Galerii Asymetria), Adama Mazura (m.in. krytyk i kurator w warszawskim CSW) i Karola Hordzieja (dyrektor festiwalu Miesiąc Fotografii w Krakowie i galerii ZPAF). Tytuł konferencji - Polish Photography: History in Progress.

Ze smutkiem muszę przyznać, że cała prezentacja była słabo przygotowana i źle prowadzona, mało tego - niestety w typowo polski sposób zakompleksiona. Nie wydaje mi się by osoby z zagranicy nie mające wiele wiedzy na temat polskiej fotografii miały po konferencji jaśniejszy jej obraz, bądź też chęć by temat później pogłębić. Wręcz przeciwnie - kilka znajomych osób zapytało mnie wychodząc: "ale o co chodzi?". Głupio stracona szansa.
Myślę że jedynym w miarę jasnym punktem była dość dobra marketingowo prezentacja festiwalu Miesiąc Fotografii w Krakowie. Jakkolwiek jej przesłanie było czasami trochę zbyt "młodzieżowe" i towarzyskie, to na pewno niewystarczająco skierowane do poważnych odbiorców sztuki.

Wracając do sedna - wydarzeniem dla którego być może specjalnie warto przyjeżdżać do Luwru są spotkania z fotografami. W tym roku na targach oficjalnie gościło ponad 100 fotografów, żeby wymienić tylko bliskich mi Todda Hido, Aleca Sotha, Andersa Petersena, Martina Parra, Klavdija Slubana, Michaela Ackermana czy Mortena Andersena.




Kolejnym żelaznym punktem programu Paris Photo są dwa konkursy. Główny, sposorowany przez BMW (brał w nim udział m.in. Szymon Rogiński z nocną fotografią Małopolska nr 24) wygrał Gabor Osz (rocznik 1962, Węgier mieszkający w Amsterdamie) wykonując zdjęcie otworkiem zbudowanym z... przyczepy kempingowej. Artysta sfotografował oświetlone od wewnątrz szklarnie, naświetlając bezpośrednio kolorowy papier (2 połączone ze sobą "byle jak" duże arkusze formatu około 130x130) przez kilka nocy pod rząd. Poza treścią zdjęcia technika stojąca pod prąd obecnej dygitalizacji fotografii, zrobiła takie wrażenie, że jury postanowiło go wyróżnić główną nagrodą w konkursie.

(foto: materiały Paris Photo)

Ostatnim, aczkolwiek też i najważniejszym punktem programu są w końcu wystawione na targach fotografie. Tak jak napisałem powyżej - praktycznie każdego rodzaju jeśli chodzi o technikę, format, tematykę czy też rok powstania. Obejrzeć dokładnie każdą pracę nie sposób i zresztą nie o to przecież chodzi. Najważniejsze że każdy znajdzie coś "swojego" i do woli może się delektować oryginalną odbitką, co jest nieporównywalne z oglądaniem owej w albumie, nie wspominając już o żałosnym w tym temacie internecie. Oczywiście kto dysponuje większą gotówką, może ją sobie kupić.
Dodatkowo targi są też idealnym miejscem by odkryć coś nowego - fotografa, serię zdjęć lub chociażby jeden obraz. Ja także oczywiście miałem swoje odkrycia, ale o tym trochę później.











Pod nosem Paris Photo, w innej części miasta zorganizowano Paris Photo Offprint. Wystawili się tam niszowi (choć nie tylko) wydawcy, miały też miejsce spotkania z niekoniecznie mniej popularnymi fotografami. Warto było tam podjechać także z innego powodu - aby obejrzeć tzw. selfmade photo albums, czyli niskonakładowe albumy fotograficzne "produkowane" najczęściej przez samych fotografów. Jak obserwuję od jakiegoś czasu, jest to zjawisko coraz bardziej popularne i powszechne na świecie (w sieci jest sporo ofert całkiem drogich kursów dotyczących tworzenia i rozpowszechniania takich albumów), a wyprzedane egzemplarze potrafią po jakimś czasie osiągać kosmiczne ceny. Posiadam w domu kilka tego rodzaju albumików kupionych po normalnej cenie i ze zdziwieniem zobaczyłem dwa z nich (ostatnie egzemplarze) na Offie kosztujące ponad 1000 euro (!).


Brak komentarzy: