Etykiety

foto (369) music (101) osobiste (284)

środa, 26 lutego 2014

on the road 12


Bardzo dobra wystawa Davida Bailey'a w National Portrait Gallery. Postaram sie niedługo napisać parę słów.

sobota, 15 lutego 2014

post-rockowo i niezdrowo

Niektórzy (większość?) z tych co się "znają" mówią że post rock umarł. W pewnym sensie mógłbym się z tą tezą zgodzić. Z drugiej strony czy w ogóle w muzyce rockowej ktokolwiek wymyślił coś nowego od czasu Joy Division?

Mówią że wieczorem jeść jest niezdrowo. Z drugiej strony w Hiszpanii na normalny obiad można pójść dopiero po 20. I wtedy zjeść sobie tłuste oliwki z czosnkiem, przekładając chlebem moczonym w oliwie z rozmarynem, przegryzając wędliną doprawioną chilli i popijając ciężką Rioją.

No więc siadam sobie na kanapie 5 minut przed północą, włączam świeżutką debiutancką post rockową płytę o niemożliwym-do-zapamiętania tytule i zjadając hiszpańskie żarcie stwierdzam, że nic więcej mi do szczęścia w tę sobotnią noc nie potrzeba.

Najbardziej miałbym ochotę opublikować ostatni numer z płyty, ale panowie (jest ich dwóch i pochodzą z Blackpool, heh - wtajemniczonym nie muszę tłumaczyć, że to ważna brytyjska dziura) postanowili światu za darmochę udostępnić jedynie kawałek numer 2 z płyty.
Tak więc smacznego!

sobota, 1 lutego 2014

glasvegas w Polsce


Dzisiaj pierwszy "Koncert Roku" - w warszawskiej Proximie zagrało Glasvegas. Wbrew zaściankowości koncertowej naszego kraju, a dzięki najbardziej ogarniętej agencji w Polsce, czyli Go Ahead, zespół przyjechał do nas na minitrasę promującą ich nowy album. Zaczęła się w Warszawie, pojutrze zagrają w gdańskim Żaku, we wtorek we wrocławskim Alibi. Razem z jutrzejszym litewskim koncertem to na razie ostatnia możliwość zobaczenia ich na żywo w Europie. W połowie lutego zaczynają trasę po Ameryce.


Koncert był wspaniały, z pewnością nie tylko dla fanów ich muzyki. Świetnie brzmiąca na płytach muzyka, na koncercie (nawet typowo "po polsku" nagłośnionym) wybrzmiała jeszcze lepiej. Jeśli były na koncercie jakieś przypadkowe jednostki nie lubiące ich dźwięków, z pewnością zostały oczarowane widokiem charyzmatycznej szwedzkiej perkusistki Jonny Lofgren, grającej niczym Maureen Tucker z Velvet Underground cały koncert na stojąco.


Jedyne co mnie zdegustowało to frekwencja. W UK Glasvegas na pniu wyprzedaje koncerty na 1000 i więcej osób. W stolicy naszego 40-milionowego kraju, na dodatek w sobotę, przychodzi na ich koncert 60 osób. 3/4 klubu świeciło pustkami. Niestety nie widzę żadnego innego uzasadnienia poza żenującym poziomem muzycznym polskiego słuchacza. Nie narzekam na nasz kraj, tak jak część społeczeństwa, ale w takich chwilach robi mi się słabo i po prostu wstyd.
Drżę na myśl o tym co się będzie działo w nie mniejszym klubie Żak w poniedziałek i dzień później we Wrocławiu. Oby było lepiej, a przynajmniej nie gorzej. Jedyne czego można być pewnym - koncerty będą genialne.


A "Hartbrick" zagrali jako trzeci numer...